The post W Madrycie first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Lubię się „gdzieś” wybrać od czasu do czasu. Może jeździłoby się ogólnie częściej, ale do tej pory moje – trwające 5 lat – studia zaoczne uniemożliwiały mi jakiekolwiek wyjazdy poza sezonem urlopowym (tylko wakacjami :() nie wchodziły w grę, z tego względu, że każdą wolną chwilę spędzałam na uczelni albo na przygotowaniach do egzaminów. W związku z zakończeniem studiów spodziewałam się nadmiaru wolnego czasu. Okazało się, że jak ma się głowę pełną marzeń i pomysłów, to wcale tego czasu nie ma tak dużo, a wręcz jest go ciągle mało :D, ale mimo wszystko coś się zmieniło. Sprawy, które aktualnie realizuję nie mają ściśle określonych terminów (terminy narzucam sobie sama), co mimo wszystko pozwala mi łatwiej dysponować swoim czasem.
Mój czas – choć jest go nadal mało – jest bardziej plastyczny. I nie mam dedlajnów w postacie egzaminów i to, czego nie zrobię dziś, mogę zrobić jutro, o ile warunki ku temu sprzyjają i zdrowie (i pewnie kilka innych czynników) na to pozwala… Oczywiście mam dużo zobowiązań, które już tak elastyczne nie są, a wręcz są bardzo stałe, typu: praca czy korepetycje, ale to wszystko przy odrobinie chęci, daje się (z resztą) sprawnie pogodzić.
Użalając się nad swoim czasem odbiegłam trochę od meritum sprawy. A o czym to ja mówiłam? Aaa, o wyjeździe do Madrytu. (droczę się tylko – oczywiście, i póki co, doskonale pamiętam (jeszcze), o czym chciałam napisać ;)).
Nasze wyjazdy są również ograniczone dwoma przecudownymi kotkami, które przygarnęliśmy już około 3 lat temu. One za bardzo podróżować nie lubią, a zostawiać ich też za bardzo nie mamy z kim, więc żadne dłuższe wyjazdy nie wchodzą w rachubę, ale właśnie taki 5-dniowy wyjazd jest w sam raz! Dlatego zdecydowaliśmy się polecieć z Poznania do Madrytu. Znalezione połączenie lotnicze pasowało nam idealnie. Wylot z samego rana w środę o 06:25 (abstrahując od tego, że trzeba było baaaardzo wcześnie wstać, a ja jestem śpiochem i nie lubię tak wcześnie wstawać) był idealny, ponieważ około 09:45 byliśmy już w Madrycie. Takim więc sposobem, mogliśmy z lotniska udać się do hotelu, chwilę odpocząć i ruszyć na miasto.
Oczywiście liczne zajęcia i niedosypianie (a już wiecie, że wyjątkowo lubię pospać) sprawiają, że człowiek jest zmęczony, co ostatecznie przyczyniło się do mojej ogromnej niechęci względem wycieczki, która pojawiła się już kilka dni przed wylotem. Przez chwilę nawet nie pomyślałam, że w ogóle może być tam fajnie… A było i to jak cudnie… Pomimo tego, że wyjazd przypadł na połowę października, to było tam naprawdę bardzo przyjemnie. Nie da się ukryć, że odrobinę padało, ale takie uroki chyba naszych wyjazdów. Pamiętacie, jakie mieliśmy upalne lato 2018? Tak, było upalne i ciepłe, i słoneczne, ale jak pojechaliśmy na krótki, bo 4-dniowy wyjazd nad morze, to pierwszego dnia, gdy byłam z resztą chora, świeciło słońce, a potem to już praktycznie tylko lało. Ale idzie się do tego przyzwyczaić.
Z Madrytem było podobnie. Pierwszego dnia było bardzo ciepło, a potem sporo deszczu, ale nie przeszkodził on nam w zdobywaniu stolicy Hiszpanii.
My raczej zwiedzamy sobie powolni i nie czujemy dużego parcia na zabytki i architekturę, więc oglądamy je sobie bez nadmiernego zgłębiania historii itd. Raczej po prostu cieszymy nimi wzrok i to nam w zupełności wystarczy. W każdym razie pięknej architektury i zabytkowych budowli jest tam niezliczona ilość. Z każdym postawionym krokiem można dostrzec coś interesującego. Nie da się tego wszystkiego obfotografować, bo by trzeba było tylko zdjęcia robić, co z kolei odciąga uwagę od innych – równie ważnych przy takich wyjazdach – rzeczy.
Dużo spacerowaliśmy po mieście, podziwiając piękną architekturę i wszystko to, co znajduje się na ulicach Madrytu.
Mieszkaliśmy w dość interesującym hostelu o nazwie LaMalonga :), który był bardzo „przyjemny”. Wystrój może pozostawiał trochę do życzenia, ale nie dość, że zmajdowała przy jednej z najpopularniejszych ulic stolicy – Gran Via, to był w bardzo korzystnej cenie, dodatkowo codziennie był sprzątany, komunikacyjnie świetnie umiejscowiony, a do tego obsługiwany przez przesympatycznych ludzi, którzy w większości nie mówili w żadnym innym języku niż hiszpański, ale mimo wszystko szło się z nimi jakoś porozumieć. Co nam rzuciło się w oczy to to, że w większość osób pracujących w restauracjach czy kawiarniach znajdujących się w samym centrum nie porozumiewa się po angielsku… Bądź co bądź, to w żaden sposób nie przeszkadzało w komunikacji, bo Hiszpanie są tak bardzo komunikatywni, że nie sposób się z nimi nie dogadać.
Jeśli chodzi o samych Hiszpanów, to przeżyłam lekki szok, jak zobaczyłam, że są to raczej ludzie mali – szczególnie płeć przeciwna, bo to właśnie ich kojarzyłam a może tylko wyobrażałąm sobie jako wysockich, przystojnych mężczyźn o ciemnej karnacji, włosach i oczach… I w sumie wszystko się zgadza, oprócz tego wzrostu :D, który jednak sporo temu całemu efektowi WOW zabiera :D. Ale nieważne… Wróćmy do Madrytu, zostawmy Hiszpanów w spokoju.
Dość ciekawymi miejscami do zwiedzenia były: Pałac Królewski Palazio Real, obok którego jest niezwykle przyjemny park Sabatini, klasztor klarysek Descalzas Reales, do którego co prawda nie wchodziliśmy, ale podziwialiśmy go z zewnątrz ;), Świątynia Debod robi także spore wrażenie, ale że akurat nie było tam wody, to widok był z tego powodu odrobinę „suchy” :)… Coś czego nie da pominąć a jest umiejscowione przy tej świątyni właśnie, to przepiękny widok na Madryt. Nie mniejsza atrakcją jest ogromna ulica Gran Via, przy której umiejscowione są najróżniejsze sklepy, restauracje, kawiarnia, kina, teatry itp. to wszystko naprawdę warto zobaczyć.
Ogromne wrażenie nocą robią te wszystkie świecące i migające neony umiejscowione przy Grand Via. Gdzieś nieopodal znajduje się bardzo ładny pomnik Miguela Cervantesa, pod którym z kolei znajduje się pomnik bohaterów z kart jego powieści – Don Kichota i Sancho Pansy.
My, raczej omijaliśmy muzea i wystawy, bo szkoda nam było na to czasu, ale tego typu atrakcji też jest tam mnóstwo. My woleliśmy chłonąć kulturę tego miejsca bardziej praktycznie, dlatego udaliśmy się na występ (pokaz) flamenco i do teatru na musical po hiszpańsku! XD To było szalone – wiem, ale naprawdę piękne. I powiem wam, że warte swojej wcale niemałej ceny. Mimo, że historię rozumieliśmy tylko z kontekstu i „ogólnie”, to byliśmy oczarowani efektami, które pojawiły się na scenie i dla mnie to znaczyło naprawdę wiele więcej niż błąkanie się po muzeum.
Niestety nie udało nam się udać na mecz, który akurat się tam rozgrywał, ale nie czuliśmy jakiegoś mocnej potrzeby zobaczenia go wtedy – może następnym razem.
Udaliśmy się również do Parku Retiro, który jest przecudowny nawet jesienią. Idealne miejsce do złapania oddechu i nacieszenia się pięknem architektury. W parku znajduje się ogromny pomnik Alfonsa XII otoczony przepięknymi kolumnami. Istnieje możliwość popodziwiania go z łódki, którą można wypożyczyć. My, jako że jesteśmy z Mazur, nie czuliśmy czaru pływania łódką :D, więc zrezygnowaliśmy z tej atrakcji ;). I obok tego pomnika znajduje się przecudowny Kryształowy Pałac, do którego nie można było wejść, ale nic i tak przed nami nie ukryli, bo wszystko było widać na przestrzał :P.
Z madryckich atrakcji, to bardzo nam się również podobał madrycki Królewski Ogród Botaniczny, gdzie mogliśmy zobaczyć chociażby palmy czy inne rośliny, których u nas raczej się nie uświadczy (conajmniej na drzewie czy krzaku :P) typu cytryna, oliwki, a nawet bawełna.
Udało nam się też udać wieczorem do jakieś knajpy, gdzie odbywał się przyjemny koncert na żywo. A w weekend… tłum ludzi na ulicach! W niedzielę rano było tak brudno
(naśmiecone), że aż wytrzeszczałam oczy ze zdziwienia :). Syf, kiła i mogiła.
To, co jest również ważne to jedzenie, które tam jest przepyszne. Muszę przyznać, że wyjechaliśmy stamtąd przejedzeni. Ciągle chodziliśmy najedzeni jak bąki :D. Śniadania mało pociągające i ukryte – naprawdę! Na początku, gdy szukaliśmy śniadania, w restauracjach, to myśleliśmy, że ich w ogóle tam nie ma :), bo karty – menu zawierające śniadania są tak malusie i ukryte, że ciężko je w ogóle zauważyć. Do wyboru jest jajko sadzone lub jajecznika, bekon, croissant, czasem jakaś sałatka, frytki lub ziemniaczki, sok i kawa, no i widziałam też gdzieś kiełbaski… W każdym razie wybór jest dość ubogi. Ale obiady, te to był naprawdę różnorodne i pokaźne i przede wszystkim pyszne. Najfajniejsze jest to, że w Hiszpanii często spotyka się w restauracjach zestawy obiadowe oferowane za około 12,00 do 15,00 Euro. Za te pieniądze dostajemy przystawkę, danie główne i deser, i napoje oczywiście. I uwierzcie mi, że te porcje, po pierwsze, wcale nie są małe i po drugie, to nie jest tak, że jest jeden zestaw, tylko jest ich kilka do wyboru. Przysłowiowe niebo w gębie. Ciągle chodziłam przejedzona :). Upatrzyliśmy tam sobie nawet jedną restaurację, do której chodziliśmy regularnie, bo jedzenie było tam takie dobre, że nie spoósb było tam nie powrócić… Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka. Do tego te kawiarnie i te desery. Churroski z gorącą czekoladą w Pijalni Czekolady i tapsy (niewielkie przekąski). Dla fanów owoców morza, to też istny raj! Zapewniam, ze głodni stamtąd nie wyjedziecie!
Ogólnie wyjazd oceniam bardzo pozytywnie i z wielką chęcią tam wrócę, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Was również zachęcam do odwiedzenia Madrytu, jeśłi jeszcze nie mieliście okazji tam być.
The post W Madrycie first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Möhren und Karotten – gibt es einen Unterschied? first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Co zatem stanowi różnicę (Unterschied zwischen) pomiędzy „Möhren” und „Karotten”?
Prawie żadna inna odmiana warzyw nie ma tak wielu określeń (Bezeichnungen). Innymmi nazwami stosowanymi dla marchewki są również: Gelbe Rübe, Rübli, czy Mohrrüben. Użycie danej nazwy zależy w dużej mierze od regionu kraju (je nach Region) niemieckojęzycznego, w którym będziemy używać (zum Einsatz kommen) słowa „marchew”.
Łacińska nazwa marchwii to Daucus carota. Słowo marchew pochodzi od starogermańskich słów Morke, Mokra i More.
W Niemczech Wschodnich zwykle używa się (verwenden) terminu „Möhre”. Na północy Niemiec warzywo to nazywane będzie „Möhre”, a także „Wurzel”. Z kolei na zachodzie zwykle mówi się po prostu „Möhre”.
Sprawa w południowych Niemczech przedstawie się następująco: Słowa „Karotte” używa się do nazywania (der Name für) młodych buraków. A marchew nazywa się po prostu „Gelbe Rübe”.
Wczesne odmiany marchwi (Möhrensorte), które najczęściej są małe, będą nazywane (betiteln – tytułować) „Karotten”. Gdy będziemy mieli do czynienia z warzywem długim i wąskim, to raczej będziemy określać je wtedy „Möhren”.
W ekskluzywnej gastronomii (Gastronomie) będziemy używać na marchew słowa „Karotten”, ponieważ ta nazwa lepiej brzmi (klingeln).
W życiu codziennym jako środek spożywczy (Lebensmittel) zwyczajowo w Niemczech będziemy używać słów Möhren lub Karotten.
Posumowanie: Którego słowa używać najlepiej? Tak naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia. Używając każdej z tych nazw chodzi o jedno i to samo warzywo – marchew.
Artykuł przygotowany na podstawie strony: focus.de
Zdjęcie tytułowe:
Photo by Jonathan Pielmayer on Unsplash
The post Möhren und Karotten – gibt es einen Unterschied? first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Dni wolne od pracy w 2019 first appeared on Droga do szczęścia.
]]>1 stycznia (wtorek) – Nowy Rok,
6 stycznia (niedziela) – Święto Trzech Króli,
21 kwietnia (niedziela) – pierwszy dzień Wielkiej Nocy,
22 kwietnia (poniedziałek) – drugi dzień Wielkiej Nocy,
1 maja (środa) – Święto Państwowe,
3 maja (piątek) – Święto Narodowe Trzeciego Maja,
9 czerwca (niedziela) – Zielone Świątki,
20 czerwca (czwartek) – dzień Bożego Ciała,
15 sierpnia (czwartek) – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny,
1 listopada (piątek) – Wszystkich Świętych,
11 listopada (poniedziałek) – Narodowe Święto Niepodległości,
25 grudnia (środa) – pierwszy dzień Bożego Narodzenia,
26 grudnia (czwartek) – drugi dzień Bożego Narodzenia.
Tak więc długie weekendy najlepiej planować w tych dniach:
1. od 27 kwietnia do 5 maja (9 dni wypoczynku) przy wzięciu 3 dni urlopu lub od 1 do 5 maja (5 dni wypoczynku) z 1 dniem urlopu,
2. od 15 czerwca do 23 czerwca (9 dni wypoczynku) przy wzięciu 4 dni urlopu lub od 20 czerwca do 23 czerwca (4 dni wypoczynku) przy wzięciu 1 dnia urlopu,
3. od 10 sierpnia do 18 sierpnia (9 dni wypoczynku) przy wzięciu 4 dni urlopu lub od 15 sierpnia do 18 sierpnia (4 dni wypoczynku) z wziętym 1 dniem urlopu,
4. od 1 listopada do 3 listopada (3 dni wypoczynku) tutaj ni emusimy brać urlopu, chyba, że chcemy go wydłużyć to możemy wziąć 4 dni urlopu i wtedy mamy 9 dni wypoczynku od 26 października do 3 listopada,
5. można też próbować połączyć święto 1 listopada z 11 listopada, wtedy biorąc 5 dni urlopu będziemy mieli 11 dniowy wypoczynek od 1 listopada do 11 listopada,
6. jeśli nie chcemy jednak łaczyć 1 listopada z 11, to może warto wziąć dodatkowe 4 dni urlopu i wypocząć w ciągu 9 dni od 9 do 11 listopada, jeśli jednak nie zdecydujecie się na tę opcję, to tak czy siak macie 3 dni wolne od 9 do 11 listopada,
7. Ostatnią już możłiwością wydłużenia wolnego jest grudzień i przypadające w tym czasie Święta Bożego Narodzenia, które możemy znacznie wydłużyć biorąc 3 dni urlopu, wtedy odpoczywać możemy od 21 grudnia do 29 grudnia lub poszerzając ten czas o dwa dni uropu możemy znacznie wydłużyć nasze zimowo-świąteczne wakacje do aż 12 dni a nawet 16 dni uprzy wzięciu w sumie 7 dni wolnego.
Jakby nie patrzeć wypoczywać jest kiedy :). Wystarczy wcześniej rozplanować wakacje i wolne, tak aby rozsądnie móc korzystać z wolnych dni przez cały rok. Dogadajcie się z kolegami z pracy wcześniej, tak żeby później nie było walki o wolne dni…
Innymi wartymi zapamiętania świętami i wydarzeniami, chociaż już niewolnymi są:
21 stycznia – Dzień Babci,
22 stycznia – Dzień Dziadka,
14 luty – Walentynki,
28 lutego – Tłusty Czwartek,
6 marca – Środa Popielcowa,
8 marca – Dzień Kobiet,
14 kwietnia – Niedziela Palmowa,
26 maja – Dzień Matki,
1 czerwca – Międzynarodowy Dzień Dziecka,
23 czerwca – Dzień Ojca,
14 października – Dzień Nauczyciela,
31 października – Halloween,
2 listopada – Zaduszki,
29 listopada – Andrzejki,
1 grudnia – rozpoczęcie adwentu,
6 grudnia – Mikołajki,
24 grudnia – Wigilia,
31 grudnia – Sylwester.
The post Dni wolne od pracy w 2019 first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Historia Dziadka do Orzechów first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Tak się składa, że ta „magiczna” figurka z drewna (die Holzfigur) zostałą wynaleziona przed około 150. laty na terenach pasma górskiego Rudawy (Erzgebirge). I postać Dziadka do Orzechów odgrywa obecnie główną rolę w jednym z najsłynniejszych baletów o takim właśnie tytule – Dziadek do Orzechów (der Nussknacker) .
Historia Dizadka do Orzechów została przedstawiona w 1816 roku przez E.T.A. Hoffmanna, który jako pierwszy napisał historię dziewczynki, która dostaje w prezencie bożonarodzeniowym figurkę dziadka do orzechów budzącej się nocą do życia (in der Nacht zum Leben erwachen). To właśnie ta historia, która pierwotnie była zatytułowana „Dziadek do orzechów i Mysi Król” („Nussknacker und Mausekönig) zainspirowała w 1870 roku Friedricha Wilhelma Füchtnera do stworzenia tej popularnej drewnianej figurki. Dzisiaj największym producentem dziadków do orzechów jest niemiecka firma Steinabach.
Tradycyjny dziadek do orzechów tworzony jest w 130 krokach. Figurki dziadków do orzechów przybierają najczęściej formę królów, żołnierzy albo policjantów. Każda figurka składa się różnego rodzaju drewna i zawiera najczęściej do 60 części. Jego włosy i broda (die Harre und der Bart) są wykonane z króliczego futra. Twarz i ubranie dziadka są ręcznie (mit der Hand) malowane. To wszystko sprawia, że koszt wykonania takiej oryginalnej figurki zaczyna się od 70,00 Euro.
Nie zapominajmy jednak, że dziadek do orzechów, to coś więcej niż tylko narzędzie do rozłupywania orzechów… Jacob Grimm już 1835 roku napisał, że dziadek do orzechów swoimi wielkimi zębami wypędza złe duchy (Zähnen böse Geister vertreiben) i przynosi do domu szczęście (Glück in die Häuser bringen)…
Źródło: deutschewelle (dw)
Zdjęcie tytułowe:
Photo by oldskool photography on Unsplash
The post Historia Dziadka do Orzechów first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Kryminały z Bożym Narodzenie w tle first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Weihnachtskrimis
Ze względu na to, że jestem fanatyczną fanką kryminałów i kryminalistyki postanowiłam Wam przygotować listę kryminałów po które zamierzam sięgnąć, ale oczywiście nie w tym roku i nie od razu :D, bo przecież nie będę czytać cały rok kryminałów bożonarodzeniowych! ;). Niestety niechlubnie przyznam, że na czytanie mam coraz mniej czasu… Praca, blog, prowadzenie zajęć z niemieckiego i inne pochłaniają mnie bez pamięci. Coraz później chodzę spać i nie wiem co zrobić, żeby jakoś wydłużyć dobę. Znacie może jakieś sposoby? Z chęcią je poznam.
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić 10 kryminałów z Bożym Narodzeniem w tle. Krakowskim targiem przedstawię 5 kryminałów polskich i 5 kryminałów niemieckich – dla osób bardziej dociekliwych ;-). Z tymi niemieckimi kryminałami jest o tyle ciekawiej, że z tego co widziałam, to ci autorzy na polskim rynku nie są jeszcze znani.
Moje propozycje – występujących w języku polskim – kryminałów:
5. Morderstwo w Boże Narodzenie – Agatha Christie
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Senior rodu zaprasza do siebie swoich krewnych.Spotkanie jest jednak mało rodzinne i przyjemne… Dodatkowo okazuje się, że milioner został zabity, co kładzie jeszcze gorszy cień na kwestię dzielonego już wcześniej spadku. Wtedy do akcji wkracza niezastąpiony Herkules Poirot.
4. Morderstwo na święta – Duncan Francis
Detektyw amator – Mordecai Tremaine jedzie do swojego znajomego, aby spędzić z nim wspólnie święta Bożego Narodzenia. Na miejscu oprócz nich jest kilka osób skrywających różne tajemnice… Tremaine pod powłoką przyjemnej świątecznej atmosfery wyczuwa jednak napięcie. Detektyw ma co do tego złe przeczucia, które się wkrótce ziszczą, gdy goście znajdą pod choinką zamiast uroczych prezentów ciało ubrane w kostium Świętego Mikołaja. Detektyw stanie przez wyzwaniem odnalezienia świątecznego mordercy…
3. Zamieć śnieżna i woń migdałów – Camilla Läckberg
Utrzymana w stylu Agathy Christie powiastka z Martinem Mohlinem (drugoplanowy bohater książek C. Läckberg z Ericą Falck i jej mężem Patrickiem) z tym, że tym razem w roli głównej. Tydzień przed świętami Martin wraz z narzeczoną udają się na rodzinne przyjęcie odbywające się na niewielkiej wyspie Valön, która znajduje się w sąsiedztwie Fjällbacki. Zamieć śnieżna odcina ich od świata, a w międzyczasie ginie senior rodu. Potem wszystkie wątpliwości zostają zerwane – mężczyzna został zabity! A najgorsze jest to, że skoro wyspa została bez kontaktu ze światem zewnętrznym, mordercą musi być ktoś z obecnej tam rodziny…
2. Nie całkiem białe Boże Narodzenie – Magdalena Knedler
W położonym gdzieś w lesie, przez wszystkich zapomnianym pensjonacie chwilę przed świętami Bożego Narodzenia pojawiają się z pozoru zwyczajni goście. Znajdujący się tam ludzie są różni, mają jednak wspólny cel – spędzenie spokojnych świąt z dala od zgiełku. Pewnego dnia mieszkanka pensjonatu pragnie zażyć odrobinę sportu, jednak przed wyjściem znajduje w wannie czyjeś zwłoki. W pensjonacie zaczyna panować ogólne niezadowolenie. Właściciel dwoi się i troi, aby tylko zatrzymać w nim gości. Początkowo policja uznaje to zdarzenie za wypadek, ale ta sama kobieta znajduje w trakcie spaceru kolejne martwe ciało. Sprawę spróbuje rozwiązać detektyw Romanowski.
1 Tajemnica gwiazdkowego puddingu – Agatha Christie
Jest to zbiór opowiadań mistrzyni kryminału zawierający wiele ciekawych i inspirujących historii.
Kryminały w języku niemieckim:
5. Während du stirbst – Tammy Cohen
Takich świąt nie życzyłabym nikomu (man wünscht niemandem!) Jessica Gold przyjmuje zaproszenie (die Einladung annehmen) atrakcyjnego nieznajomego, nie wie (wissen) jeszcze, że jest to pułapka… Przykuta musi spać w budzie (die Hundehütte) na końcu swego łóżka. Przez 12 dni otrzymuje każdego dnia jakiś prezent (das Geschenk). Z każdym dniem prezenty stają się coraz bardziej okrutne i perwersyjne (grausam und pervers). Wtedy uświadomi sobie, że może z tej „zabawy” może być jej ciężko ujść z życiem…
4. Der Adventkiller – Alastair Gunn
To nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach! Seryjny morderca zaczyna uprawiać swój okrutny proceder w (sein Unwesen treiben) w szykującym się na święta Londynie (im weihnachtlichen London). W każdą niedzielę adwentową o godzinie 1 morduje w bestialski sposób (auf bestialische Weise ermorden) kobietę. Sprawą zajmuje się (den Fall übernehmen) Antonina Hawkins, która musi koniecznie (allen Umständen) uniknąć (verkindern) 4 morderstwa. Kobieta czuje ogromną (immens) presję ze strony prasy i swoich przełożonych. I wtedy do śledztwa wkracza (beitretten) jej ex.
3. Geheimnis in Weiß – J. Jefferson Farjeon
W dniu Bożego Narodzenia podróż pociągiem (der Zug) zostaje przerwana. Z braku innej możliwości dostania się do stacji docelowej pasażerowie decydują udać się tam pieszo (zu Fuß). Nie straszne im zaspy i zima… Całe szczęście (zum Glück) w trakcie zamieci znajdują osamotniony domek, którego drzwi (die Tür) jednak są dla nich otwarte. Zamieć (das Schneetreiben) szaleje, a w trakcie niej przyjdzie gościom zapoznać się trochę bliżej z tajemnicami (das Geheimnis) domu (das Haus), w którym sie znajdują (sich befinden). Ma to jednak swoją cenę(einen Preis haben)… A do tego bardzo wysoką.
2. Tod in stiller Nacht – Viveca Sten
Środek zimy, opustoszałymi ulicami grasuje tylko śmieżna burza… W Wigilię przerażona kobieta wsiada w ostatni płynący na wyspę statek. NAstępnego dnia jej zamarznięte zwłoki zostają odnalezione przed hotelem. Śledztwo będzie prowadził Thomas Andreasson. Okazuje się, ze ofiara mogła miec wielu wrogów…
Pełen zadumy okres adwentowy? Czy aby na pewno? Nigdy z życiu! (von wegen) Gdy przyjaciele pokazują swoją prawdziwą twarz, sprzedawcy choinek oszukują, a oszukiwane małżonki szykują zemstę (die Rache), zieleń choinki miesza się z czerwienią krwi… Wigilię świętują również profesjonalni mordercy, czy dla niektórych zamieni się “cicha noc”(die stille Nacht) w wieczny odpoczynek (zur ewigen Ruhe)?
Zdjęcie tytułowe: Photo by Andre Benz on Unsplash
The post Kryminały z Bożym Narodzenie w tle first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Pierniczki „Lebkuchen” first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Dzisiajch ciałabym Wam zaproponować przepis na niemieckie pierniczki (Lebkuchen). Gotowi?
Składniki (Zutaten):
Mąkę, migdały, proszek, sodę i przyprawy wymieszać w misce (in einer Schüssel mischen).
W garnuszku z grubym dnem umieścić masło i miód, podgrzewać (erwärmen), mieszając aż masło się rozpuści (schmelzen). Następnie lekko przestudzić, ale cała masa ma pozostać ciepła.
Do składników wlać ciepłą masę, dodajemy (zugeben) startą skórkę cytryny i mieszamy ręcznie lub mikserem. Ciasto będzie lepiące i nie należy dosypywać do niego mąki. Przykryć ściereczką i odstawić do całkowitego wystudzenia i do momentu aż zgęstnieje.
Następnie zależy zrobić z ciasta kulki wielkości niedużego orzecha włoskiego (Walnuss). Kuleczki rozkładamy na blaszce w odpowiedniej odległości, ponieważ pierniczki znacznie urosną. Odrobinę je spłaszczamy zmoczoną dłonią, gdyż w przeciwnym razie ciasto będzie się nam kleić do ręki.
Składniki na lukier (Zuckerguss):
Cukierpuder wsypać do miseczki. Dolewać gorącą wodę łyżeZdjęcie tytułowe: czką, mieszać i rozcieraćgrzbietem łyżki. Pierniczki maczamy w lejącym się lukrze.
Photo by Dilyara Garifullina on Unsplash
The post Pierniczki „Lebkuchen” first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post 7 ulubionych słodyczy bożonarodzeniowych first appeared on Droga do szczęścia.
]]>7. Marcepan
6. Sztrucla bożonarodzeniowa
5. „Kostka domino“
4. Ciasteczka korzenne (speculaas)
3. Schokoladenweihnachtsmann
2. Lebkuchen
1. Ciasteczka bożonarodzeniowe
Zdjęcie tytułowe: Photo by Jordane Mathieu on Unsplash
The post 7 ulubionych słodyczy bożonarodzeniowych first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Pomysły na długi weekend majowy first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Jak podaje portal www.pulshr.pl
Psychologowie radzą też, żeby planowanie wyjazdu zacząć jak najwcześniej, dzięki czemu okres satysfakcji związanej z wyjazdem wydłuża się, gdy mamy na co czekać. Ale to nie jedyny powód, dla którego warto się pospieszyć z rezerwacją.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to trudno, najwyżej radocha nie będzie taka ogromna, ale i tak naładujecie akumulatory, a to jest chyba najważniejsze.
Oto kilka pomysłów, co można zrobić w długi weekend majowy. Na wyjazd lub „siedzenie” w domu.
Wydaje mi się, że przede wszystkim warto dobrze wykorzystać ten wolny czas, gdyż drugie takie wolne będzie można sprawić sobie dopiero w grudniu.
OPCJA PIERWSZA – WYJAZDOWA
Moją pierwszą propozycją są
1.Żagle na Mazurach
Dlaczego? Przede wszystkim początek maja jest niewątpliwie otwarciem sezonu, ale nie jest to termin aż tak przepełniony jak okres wakacyjny, bo jeszcze nie wszyscy zdążą zwodować swoje łodzie, więc można jeszcze przez chwilę pocieszyć się stosunkowo luźnym jeziorem. Mnie Mazury bardzo przekonują (wcale nie dlatego, że stamtąd pochodzę ), ponieważ jest tam dużo jezior, lasów, ciszy i spokoju – oczywiście trzeba wiedzieć, gdzie się zaszyć, ale jest to niewątpliwie idealne miejsce na relaks i odpoczynek. Mazury to kraina, gdzie będziecie mogli się cieszyć szczytową wiosną, wdychać świeże powietrze i rozkoszować się pięknymi widokami. Zdradzę Wam, że przez pewien czas nawet pracowałam w branży jachtowej i mam kilka namiarów na fajne firmy, co Wy na to? Chcecie?
A oto moja propozycje:
http://www.hotelstbruno.pl/ceny-i-pakiety-relaks/szczegoly-oferty?OfferID=118103 dla chcących połączyć wygodę i luksus z zabawą
http://www.ahoj.pl/oferty-promocyjne/ dla potrzebujących wiatru w żagle
http://www.kryjany.pl/ dla pragnących zobaczyć gospodarstwo i porozkoszować się ciszą
http://www.placowka.com.pl/ dla pragnących ciszy, spokoju
Jeśli potrzebujesz pomocy w znalezieniu fajnego miejsca na Mazurach. Napisz, może uda mi się Tobie pomóc.
2. Wędrówki w górach
Góry znalazły się na drugim miejscu moich propozycji z tego względu, że bardzo lubię góry. Uważam, że są niezwykle urocze, tajemnicze i stanowią pewnego rodzaju wyzwanie. Obcowanie na świeżym powietrzu, spacery, podziwianie przyrody, wędrówki i inne atrakcje… Czego można chcieć więcej?
A oto moje propozycje:
http://www.hotelkudowa.pl/majowka_2018?gclid=Cj0KCQjwh7zWBRCiARIsAId9b4pb3cMGSWKH6M3J2aucEjdf2Pm1pfdFfjzJ0K5F_CJ0R87WLLSrBkcaAoTfEALw_wcB luksus i odrobina rozrywki
https://www.fajnewczasy.pl/noclegi/wisla/domki_letniskowe/63552 dla chcących spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi
https://www.dzieciochatki.pl/wakacje_z_dziecmi/112/weekend_majowy_i_czerwcowy_z_dzieckiem_w_gorach.html pomysły na spędzenie czas w górach z dziećmi
3. Spacery nad morzem
Bardzo lubię również morze. Lubię je jednak bardziej poza sezonem. Ten się jeszcze na dobre w maju rozpocząć nie powinien, ale niewątpliwe zjawi się tam i tak wielu turystów. Spacery brzegiem morza, gdy fale zahaczają o plażę i słychać jego szum – coś wspaniałego.
A oto moje propozycje:
https://www.groupon.pl/deals/ga-bk-vacation-club-swinoujscie-apartments?keyw=wczasy%20nad%20morzem%20%C5%9Bwinouj%C5%9Bcie&crea=226714825351&netw=g&adpos=1t3&utm_campaign=PL_DT_SEA_GGL_TXT_TTT_SR_CBP_CHG_NBR_k*wczasy%20nad%20morzem%20%C5%9Bwinouj%C5%9Bcie_m*b_c*226714825351_d*PL-RTC-KWService-getaways_g*RTC-KWService-ga-bk-vacation-club-swinoujscie-apartments-BROAD_s*207&utm_source=Google&utm_medium=cpc&loc_physical_ms=1011615&loc_interest_ms=1011671&template=ETA_DKI2&gclid=Cj0KCQjwh7zWBRCiARIsAId9b4pcA2y2c2iqzHTw6SKYcCYGbXhGGV3F1Hc5cStjsTMiDZikUwLWK4saAluEEALw_wcB oferta w przystępnej cenie, a co jest najfajniejsze w Świnoujściu? To, że nie jest to bardzo duże miasto, można dojechać tam również promem, co jest dużą dodatkową atrakcją, chociażby dla dzieci. Ponadto można pójść piechotą na pobliską plażę do Ahlbeck, gdzie jest cudownie i poziom zabaw i form wypoczynku jest duuużo wyższy i nie trzeba płacić za hotele w Euro rozkoszując się przy tym tamtejszymi restauracjami.
http://www.dziennikbaltycki.pl/turystyka/a/imprezy-plenerowe-w-dlugi-majowy-weekend-sprawdz-gdzie-warto-sie-wybrac-lista-imprez,12032173/ pomorskie atrakcje
4. Piękne polskie miasta
Ta propozycja znalazła się na miejscu czwartym, ponieważ uważam, że wraz z przyjściem wiosny powinniśmy korzystać przede wszystkim ze świeżego powietrza i pierwszych naprawdę cieplutkich promieni słonecznych, które niewątpliwie w tych trzech destynacjach są lepsze niż w mieście. Ale jeśli nie macie ochoty na wiejskie, świeże klimaty, to niewątpliwie warto wybrać się na wycieczkę po pięknych polskich miastach, takich jak Poznań, Warszawa, Kraków i podobno Wrocław też jest super, Toruń i wiele, wiele innych miast…
A oto moje propozycje:
http://www.poznan.pl/ poznańskie klimaty
http://www.warsawtour.pl/ a może stolica
http://www.krakow.pl/odwiedz_krakow/264,glowna.html a może magiczny Kraków?
5. Europejskie stolice
Tutaj sprawa z pewnością nie jest już taka łatwa i oczywista. W przypadku wcześniejszych propozycji można z dnia na dzień wsiąść do samochodu albo pociągu (byle jakiego) i za kilka/kilkanaście godzin być w dowolnie wybranym miejscu Polski, to ze stolicami europejskimi już tak łatwo nie będzie. Nie dość, że są dużo dalej, to i ceny są dużo wyższe i problem z dostaniem się też może okazać się sporą przeszkodą itd. Problemy można by mnożyć w nieskończoność, ale oczywiście nie o to chodzi… Nie mówię też o przypadkach, gdzie ktoś mieszka pod samą granicą i obce państwo ma oddalone o rzut kamieniem. Jest to niewątpliwie rozrywka najbardziej męcząca ze względu na odległość, ale niewątpliwie warto ją rozważyć, jeśli ktoś bardzo chce. W tym okresie tanie loty znaleźć jest niewątpliwie trudniej, ale może warto podejmować odważne i spontaniczne decyzje?! Podobno, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana . Ja akurat teraz nie miałabym ochoty wybierać się nigdzie dalej, ale może Wy…
A oto moje propozycje:
https://www.wakacyjnipiraci.pl/pakiety/majowka-w-grecji-tydzien-na-peloponezie-noclegi-z-basenem-infinity-blisko-plazy-loty-i-auto_24720 co powiecie na Grecję?
https://www.wakacyjnipiraci.pl/pakiety/majowka-w-wiedniu-za-3-noce-w-centrum-przejazdy_23304 a może piękna stolica Austrii?
OPCJA DRUGA – STACJONARNA
Nie dostałeś urlopu i zostajesz w domu? Nic straconego. Ten czas również można świetnie wykorzystać. Dwa dni odpoczynku w ciągu tygodnia? Czyż to nie brzmi jak idealny tydzień pracy??? A może warto zrobić sobie nawet krótszy trzydniowy urlop?
Zdaniem Dagmary Tomczak z FlowHR (ekspert z dziedziny zarządzania zasobami ludzkimi) -Efektywność urlopu nie zależy od jego długości, ale od sposobu spędzania. Najważniejsze jest, żeby oderwać się od codzienności, obowiązków, zadań, wyłączyć telefon i naładować własne baterie do dalszej pracy – wyjaśnia. – Dla osób zajmujących stanowiska wyższego szczebla, czy prowadzących własne firmy, krótkotrwały urlop to nawet lepsze rozwiązanie. – Nawet najbardziej kluczowe projekty mogą poczekać tych kilka dni, wyniki finansowe firmy nie ucierpią
Jak zatem można efektywnie spędzić weekend majowy w domu?
1.Zaproś znajomych
Jeśli jesteś spragniony towarzystwa, to po prostu zaproś znajomych do siebie do domu albo wybierz się w odwiedziny. Możecie tez wspólnie pójść na stare miasto albo na lody czy spacer. Fajnie jest odświeżyć stare znajomości. My planujemy wybrać się na grilla, ale i zaprosić znajomych na gry.
2. Otwórzcie sezon grillowy
Sami, z rodziną, przyjaciółmi, obojętnie, ale weekend majowy – o ile pogoda dopisze – to świetny moment na rozpoczęcie sezonu grillowego. Pieczone na grillu mięsko plus pełne witamin sałatki, to jest to, co na pewno wprawi Cię w dobry nastrój.
3. Dużo spaceruj
Nie masz ochoty na towarzystwo? Wybierz się na spacer. Rozprostujesz kości, powdychasz świeżego wiosennego powietrza i się odprężysz.
4. Zwiedź pobliskie atrakcje
Najczęściej najciemniej jest zawsze pod latarnią , więc może zainteresować się pobliskimi atrakcjami. Na pewno w Twojej okolicy jest kupa miejsc, których jeszcze nie widziałaś.
5. Wybierz się z dziećmi do wesołego miasteczka
W tym okresie jest zaczynają pojawiać się pierwsze atrakcje dla dzieci: wesołe miasteczka, trampoliny, ale jest dużo stacjonarnych miejsc, gdzie mogą pobawić się dzieci, ale nie tylko dzieci, np. Jump arena, kino, wrotkarnia itp. Taka rozrywka przyniesie niewątpliwie wiele radości dla Waszego i dziecka, ale także dla Was.
5. Odpocznij
A może to jest moment na wypoczynek? Nie zastanawiaj się, tylko spędź ten czas jak lubisz! Leżenie przed telewizorem? Aktywny wypoczynek? A może park i książka? Ja bym chciała i pogapić się w telewizor i poczytać i sama już nie wiem co, żebym tylko nie przeszacowała ilości wolnego czasu :).
6. Upiecz ciasto
Uważam, że to świetny moment za nadrobienie zaległości czyli zrobienie tego, co chciałaś zrobić do tej pory, a nie miałaś na to czasu. Ja mam taki plan – upiec ciasto, może jakieś babeczki i ogólnie wreszcie przygotować coś pysznego do jedzenia.
7. Spędź czas z rodziną
Ja, mam nadzieję spędzić więcej czasu, w gronie bliskich mi osób. Może chociaż w te dni znajdziemy dla siebie więcej czasu.
8. Pójdź do SPA
Nie musisz od razu myśleć o drogim hotelu, wystarczy odrobina kreatywności, kilka pomysłów z Internetu czy książki i można zrobić sobie domowe SPA albo kupić jakieś maseczki. A może po prostu kąpiel z górami piany i lampką wina? Czemu nie?! Kto wie, może zrobię sobie, taki mały dzień dziecka :P.
A Ty? Jakie masz plany?
Źródło:
The post Pomysły na długi weekend majowy first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Narty – podejście drugie first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Źródło: http://www.szklarskaporeba.pl/
Wybór miejsca
Początkowo w planach mieliśmy powrót do Karpacza, ale znajomi zaproponowali nam zupełnie inne miejsce. Pod rozwagę były wzięte Szczyrk i Szklarska Poręba, ale ostatecznie stanęło na tej drugiej miejscowości. Dziś muszę powiedzieć, że wybór był bardzo dobry i nie żałuję, że nie wróciliśmy do Karpacza. Nie dlatego, że jest tam gorzej, ale mam wrażenie, że „górka”, na której się uczyliśmy – co najmniej na pierwszy raz – była nie dość, że krótsza, to jeszcze taka jakby bardziej wymagająca…
Nastroje przed wyjazdem
Pierwsze dni marca były dość ciepłe, ale liczyliśmy, że warunki nam dopiszą. Zarezerwowaliśmy więc hotel a właściwie Villę Roma i zajęcia z instruktorem ze szkółki Pada Śnieg i czekaliśmy już tylko na wyjazd.
Nadszedł dzień wyjazdu. Niestety mimo dnia wolnego nie mogliśmy się wyspać, gdyż już na 12.00 mięliśmy zarezerwowanego instruktora. Z Poznania do Szklarskiej Poręby jest kawałek, a jeszcze przecież musieliśmy się zakwaterować.
Droga przebiegła bezproblemowo. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze zjeść drugie śniadanie, gdyż od pierwszego zdążyliśmy już zgłodnieć. Zamówiliśmy jajecznicę, co prawda najlepsza nie była, ale dało się ja zjeść. Po pozyskaniu energii ruszyliśmy w dalszą drogę. Na miejscu byliśmy około godziny 11.00, chcieliśmy zameldować się w pokoju, ale okazało się, że pokoje będą gotowe dopiero około godziny 14.00, i że poza pokojami za bardzo nie ma się nawet gdzie przebrać. Tak więc szybko wskoczyliśmy do samochodu i tam ubraliśmy się w nasze stroje narciarskie. Szybko pobiegliśmy zameldować się w szkółce (Pada śnieg) i poszliśmy do współpracującej z nimi wypożyczalni sprzętu.
Pogoda była cudowna – padał śnieg i było zimno, ale nie aż tak, żeby zakłócało to w jakiś sposób komfort zabawy.
Wypożyczenie sprzętu i spotkanie z instruktorem
Szybko wybraliśmy sprzęt i po chwili zmierzaliśmy już z panią instruktor na Puchatka. Było kilka rzeczy, które mi się nie podobały, jak np. to, że pani instruktor się nawet nie przedstawiła, nie jechała pierwsza, a za nami, żeby nam pokazać, jak się zachować. Gdyby jechała pierwsza, to byśmy wiedzieli co i jak zrobić. A wiadomo jesteśmy początkujący, więc (przynajmniej dla mnie), więc wszystko wydaje się niezwykle trudne i przez to straszne. Boję się, że się gdzieś wywalę zaburzając ciągi komunikacyjne, więc oczekuję w tej kwestii wsparcia.
Zjazd 1
Całe szczęście bez wsparcia udało nam się zjechać z ławeczki. Na górze zrobiliśmy małą rozgrzewką i pojechaliśmy.
Niestety bardzo szybko dowiedziałam się, że moje buty nie do końca właściwie zostały dobrane.
Nie czułam czterech palców stopy lewej i czterech stopy prawej, a do tego niewyobrażalnie bolały mnie łydki. Tak więc w męczarniach zjeżdżałam na dół. Instruktorka próbowała mi buty jakoś poluzowywać, ale nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Tak więc Moja Miłość zażywała lekcji jazdy na nartach, a ja, powoli ślimacząc się w dół, zastanawiałam się, kiedy to się wreszcie skończy. Gdy w końcu dotarłam na dół, musieliśmy się rozdzielić, gdyż ja nie byłam już w stanie dłużej jeździć. A przy dwóch godzinach, które wykupiliśmy na te dzień, gdzie wydłużyłam zjazd ze stoku, nie było już sensu zmieniać butów i hamować mojego partnera. Tak więc poszłam sobie na kawkę. Pod stokiem czynna była tylko jedna „restauracja”, gdzie można było coś zjeść lub się napić. Ludzi było tam multum. Nie było gdzie usiąść, czasem zwalniały się przy stolikach miejsca stojące. Tam więc przystanęłam i wypiłam kawę do powrotu Mojej Miłości.
Jeśli chodzi o samą trasę narciarską, to jest ona niezwykle przyjemna, łatwa, nie za długa i nie za krótka. Wydaje mi się idealna dla początkujących.
Źróło: https://www.booking.com/hotel/pl/villa-roma.pl.html
Źróło: https://www.booking.com/hotel/pl/villa-roma.pl.html
Pokój hotelowy
Gdy już razem poszliśmy do hotelu, dostaliśmy pokój z dwoma łóżkami, które oczywiście zsunęłiśmy i nie było z tym problemu. Pokój był niezwykle czysty, przyjemny i przestronny. Łazienka mała, ale funkcjonalna i przede wszystkim bardzo czysta!, co nie we wszystkich noclegowaniach jest takie oczywiste. Właściciel hotelu to niezwykle pomocny i przyjemny człowiek. Szybko załatwiliśmy formalności.
Minusem było to, że hotel jest podzielony tak jakby na dwa budynki, które z resztą inaczej się nazywają. Rezerwacja jest robiona na jedną villę w rezerwacji pokazana jest inna. One, co prawda znajdują się obok siebie, ale może wprawić to w pewne zakłopotanie.
Nie podobało mi się to, że nie poinformowano nas, gdzie są serwowane śniadania. Sami się o to nie zapytaliśmy, bo akurat nie przyszło nam do głowy (zdarza się), a potem późnym wieczorem zastanawialiśmy się, gdzie są te śniadania i czy w ogóle są. Na stronie bookingu, gdzie rezerwowaliśmy pokój, nie było informacji, czy śniadania są oferowane i czy są wliczone w cenę. Wszyscy w opiniach zachwalali śniadania, ale mimo tego kompletnie nie wiedzieliśmy, jak jest w rzeczywistości. Co w sumie nie było jakieś mocno tragiczne, ale z pewnością niekomfortowe. Tak wiem, wszystkie problemy rozwiązałby jeden telefon. Nie chcieliśmy jednak dzwonić, bo było już po 22.00, żeby nie zakłócać spokoju właściciela, ale noc musieliśmy przeżyć w niepewności .
Źródło: https://www.booking.com/hotel/pl/villa-roma.pl.html
Źródło: https://www.booking.com/hotel/pl/villa-roma.pl.html
Śniadania – hotel
Rano sprawa się wyjaśniła. Śniadania są serwowane w Villi Roma. I rzeczywiście są smaczne i różnorodne. Zdecydowanie warte polecenia.
Odległość do stoku – hotel
Ale! To nie dobre śniadania, przytulność pokoi czy miła obsługa są w tym miejscu noclegowym najlepsze. Najwspanialsze jest to, że na miejscu jest miejsce, gdzie można zostawić sprzęt i to, że stok jest oddalony o jakieś 200m. Nie trzeba brać taksówek, pokonywać pieszo długich tras ze sprzętem na grzbiecie, bo to dosłownie rzut beretem!
Parking – hotel
Na miejscu jest też miejsce parkingowe. Nie wiem jak z dostępnością miejsc w samym sezonie, ale dla nas się znalazło.
Obiady
Oberża u Hohoła
Restauracja w bardzo przyjemnym klimacie z bardzo smacznym jedzeniem w przystępnej cenie. Chociaż obsługa klienta u nich odrobinę leży. Byłam świadkiem, jak kelnerka poinformowała gości, którzy jeszcze nic nie zamówili (byli w trakcie przeglądania karty dań a poszli już skorzystać z toalety), że toaleta jest płatna, jeśli nic nie zamawiają… Zniesmaczeni goście po tym incydencie oczywiście się szybko zebrali i wyszli… I się im nie dziwię.
Źródło: http://uhochola.pl/
Bossa Nova
Bardzo ładna restauracja należąca do hotelu. Odrobinę cukierkowe, ale przyjemne wnętrze, chociaż nie wiem, czy bardziej nie nadawałoby się do klimatu cukiernianego niż restauracyjnego.
Koleżanka wyczytała, że potrawy są przygotowywane na bieżąco, jednak jak poprosiła o pewną modyfikację dania, to okazało się, że się nie da, bo jest to już zrobione. Więc takie to one są na bieżąco przygotowywane… W każdym razie obsługa była bardzo profesjonalna.
Jedzenie było naprawdę pyszne, ale nie da się ukryć, że ceny też były dość wysokie.
Za to z okien roztacza się piękny widok. Na kilka drzew, jakieś budynki i taras. Jak my tam byliśmy to pięknie tam padał śnieg i było naprawdę uroczo. Ogólnie bardzo mi się podobało.
Źródło: https://www.groupon.pl/deals/ga-hotel-sound-bossa-nova
Źródło: https://www.groupon.pl/deals/ga-hotel-sound-bossa-nova
Trasy narciarskie
Puchatek
Świetna trasa dla początkujących do nauki. Nie za długa, nie za krótka. Zjazd z ławeczki bardzo przystępny. Poczatkujące i przestraszone osoby powinny czuć się bardzo dobrze na tej trasie. Ja się czułam.
Lolobrygida
Na tę trasę poszliśmy drugiego dnia. Niby trudniejsza i czerwona, ale nasza instruktorka stwierdziła, że spokojnie damy radę. Tym razem zabezpieczyliśmy się i wcześniej obskoczyliśmy wszystkie wypożyczalnie sprzętu, aby mieć pewność, że buty będą pasowały. Buty okazały się być dobre, chociaż ciężko było mi je dobrać z tego względu, że już miałam uraz po dniu poprzednim i wszystko mnie uwierało i strasznie przeszkadzało. W końcu, gdy już wybraliśmy odpowiedni sprzęt, spotkaliśmy się z instruktorką i pojechaliśmy na Lolobrygidę. Nie obyło się jednak bez przygód… Narty zawsze zakładaliśmy po przekroczeniu bramki uprawniającej do wjazdu na górę. Tak też zrobiliśmy tym razem. Śnieg od rana sypał niemiłosiernie, więc warunki były (podobno) dość trudne. Gdy stanęłam na nartach okazało się, że nie ślizgają się tak dobrze jak wczoraj, ale zapytałam instruktorki, czy jest to spowodowane tą niesprzyjającą pogodą a ona potwierdziła moje obawy. Więc nie zastanawiając się dłużej wjechaliśmy na górę. Na górze okazało się, że narty nie jadą wcale. Próbowaliśmy jeszcze ratować sprawę, jednak straciliśmy tylko godzinę z instruktorem, bo pomimo podjętych prób sytuacja nie została opanowana. Do nart przyczepiony był lód, którego nie byliśmy w stanie dobrze wyczyścić. Po „oczyszczeniu” instruktorka nasmarowała narty parafiną. Pozornie było lepiej, ale później jedna narta jechała a druga hamowała i tak na zmianę. W związku z tym musieliśmy zjechać… Wypożyczalnia dała nam jakąś zniżkę, ale to bardziej z naszych nacisków niż chęci rekompensaty. A wszystko to, co dzięki nim straciliśmy zostało zapomniane…
Gdy wymieniliśmy sprzęt i drugi raz wróciliśmy na Lolobrygidę warunki pogodowe stały się jeszcze gorsze, szczerze mówiąc były okropne. Wiatr mało głowy nie urwał – my oczywiście bez gogli , bo to przecież taki bardziej gadżet niż praktyczna rzecz – tak myślałam, ale tylko do tego momentu. Okazało się, że nie. Nie nie doceniajcie funkcji tego elementu narciarskiego wyposażenia, bo jest on naprawdę bardzo istotny, szczególnie gdy się przejeżdża pod armatkami naśnieżającymi stok – o czym także mogłam się przekonać.
Źródło: Photo by Asoggetti on Unsplash
Zjazd 2
W kwestii samego zjazdu na początku było rewelacyjnie, ale po przejechaniu kawałka trasy wyszło na wierzch zmęczenie i potem… Potem to już była katastrofa. Nie mogłam nic zrobić, ciało nie było mi w ogóle posłuszne. Jak lewą nogą byłam jeszcze w stanie coś zrobić, tak prawa latała bezwładnie i tylko mi przeszkadzała. Mnie więcej w połowie, już byłam tak wypompowana, a warunki pogodowe pogorszyły się jeszcze bardziej, że myślałam, że już nie zjadę… Tak mnie nogi bolały, że masakra!!! Mówię Wam, przed wyjazdem na narty ćwiczcie nogi. Ja byłam tak zmęczona, że ciężko mi było stać. Nawet jazda z górki (nie wspominając już o podejmowanych próbach skręcania) sprawiała mi okropny ból. Czułam w mięśniach palących ból. Gdy wreszcie dotarłam na dół byłam przeszczęśliwa, że udało mi się pokonać tę trasę, tym bardziej, że co chwila wieźli kogoś, kto uległ wypadkowi. Byłam tak okropnie zmęczona, że ciężko to nawet opisać. Wróciłam do hotelu i padłam spać! Ale pomimo zmęczenia i tak byłam niezwykle przeszczęśliwa.
Uważam, że jazda na nartach jest naprawdę super. Polecam.
Photo by Samuel Ferrara on Unsplash
The post Narty – podejście drugie first appeared on Droga do szczęścia.
]]>The post Urodzinowy weekend w górach first appeared on Droga do szczęścia.
]]>Moja Miłość w tym roku obchodziła okrągłe urodziny. Co prawda jesteśmy równolatkami, ale ja urodziny mam dopiero w grudniu, więc dwójką z przodu mogę się pocieszyć jeszcze przez kilka miesięcy. Moja Miłość nie przepada za obchodzeniem urodzin i prezentów też za bardzo nie lubi dostawać, więc miałam naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Zależało mi na tym, żeby był to prezent wyjątkowy, ale też, żeby trafiał w jego gusta, tak aby na pewno był z niego zadowolony.
Już we wrześniu zastanawiałam się, co by tu wymyślić. Setki pomysłów krążyły mi po głowie, ale żaden z nich nie wydawał się odpowiedni. W końcu przypomniały mi się, że Moja Miłość ciągle mówi o tym, że chciałby podróżować. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby zabrać go na wakacje. Na pierwszy rzut oka pomysł wydawał się być genialny, ale z założenia spędzamy wakacje w okresie letnim, a perspektywa prezentu, który mógłby wykorzystać dopiero za kilka miesięcy była zbyt odległa, przez co z kolei wydawała się niezwykle słaba… Pomysł znowu okazał się jedną wielką plamą, ale mimo wszystko mnie nie opuszczał. Kręciłam się więc wokół niego i rozmyślałam, jak przekuć to w plan idealny. W końcu pomyślałam o zrobieniu z tego mini ferii zimowych. Dodatkowym plusem wydawał się fakt, że jakiś czas temu rozmawialiśmy o sportach zimowych i mieliśmy zamiar w życie wprowadzić plan nauki jazdy na nartach. W końcu z Poznania nie jest tam tak daleko, więc pomysł zaczął mi się wydawać trafiony. Zaczęłam robić reaserch wśród znajomych z pracy, którzy na narty jeżdżą już od wielu lat. Okazało się, że świetnym dla początkujących i w miarę niedalekim miejscem do nauki jazdy na nartach jest Karpacz. Kolejnym argumentem za było to, że kiedyś w Karpaczu byłam z koleżanką i mam dość dobre wspomnienia z tym miejscem, tak więc ostatecznie padło właśnie na to niewielkie miasto.
Źródło: http://www.karkonosze.pl/karpacz
Hotel
Po akceptacji własnego pomysłu rozpoczęłam poszukiwania hotelu. Przejrzałam wiele ofert. Po pierwsze chciałam, żeby było to ładne, miłe i sympatyczne miejsce w dobrej lokalizacji i przystępnej cenie. Nie pamiętam już teraz, co sprawiło ostatecznie, że zdecydowałam się na ten a nie inny hotel, ale uważam, że wybór był dobry. Decyzja padła na Hotel*** Ariston, który znajduje się przy ulicy Piastowskiej, a więc w sumie pod samymi ośrodkami narciarskimi i na początku lub końcu (jak kto woli) centrum. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że lokalizacji lepszej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Sąsiadowaliśmy ze stosunkowo nie tak dawno otwartym muzeum Karkonoskie Tajemnice. Tym razem tam co prawda nie zaszliśmy, ale byłam tam kiedyś i muszę przyznać, że jest to bardzo interesujące miejsce i je zdecydowanie polecam – szczególnie dla osób udających się do Karpacza z dziećmi.
Kolejnym atutem tego miejsca jest to, że taksówka bez problemu może podjechać praktycznie pod same drzwi hotelu, gdyż nie znajduje się w on jakimś ustronnym, ciężko dostępnym miejscu, gdzie nie da się dojechać.
Pokój nasz był bardzo przyjemny, czyściutki i przede wszystkim cieplutki, więc gdy wracaliśmy ze stoku albo zimnego miasta nie musieliśmy kilku godzin dogrzewać się pod kocem. Lecz muszę przyznać, że wtedy jakieś duże mrozy tam nie panowały. Pamiętam, że byłam raz na feriach, gdzie w pokojach panowała kompletna zimnica. Było tam tak zimno, że dreszcz przechodzi mi po plecach nawet dzisiaj, jak sobie o tym miejscu pomyślę.
Śniadania nie były jakiejś wygórowanej jakości, ale świeże i smaczne. W hotelu istnieje możliwość wykupienia obiadokolacji, ale my z niej nie skorzystaliśmy, gdyż stołowaliśmy się na mieście.
Małym zastrzeżeniem jest to, że obsługa hotelowa nie przychodzi codziennie, więc Moja Miłość już pierwszego dnia rzuciła mokre ręczniki na podłogę licząc na to, że otrzyma nowe, ale tym sposobem pozbawiła nas większości z nich . Całe szczęście, że jakieś wzięłam ze sobą, bo chyba byśmy wycierali się papierem toaletowym… XD Oczywiście codzienny serwis sugerowała umieszczona w łazience informacja. Możliwe, że nie uwzględniają tego przy weekendowych pobytach.
Kolejnym małym minusikiem są ograniczone miejsca parkingowe. Parking, co prawda jakiś jest, ale do największych nie należy. Gdy dotarliśmy na miejsce, oczywiście nie mieliśmy gdzie stanąć, więc ja poszłam nas zameldować i dopytać o miejsca, a Moja Miłość czekała w samochodzie na informacje dotyczące parkingu. Całe szczęście Właściciel jest bardzo prokliencki i pomocny i od razu nam coś zorganizował. Miejsce jednak było na tyle niedogodne, że raz zostaliśmy poproszeni o przestawienie samochodu. Nie było to bardzo problematyczne, ale co by było, gdyby nas akurat nie było w hotelu?! Całe szczęście sytuacja dla wyjeżdżających dobrze się skończyła.
Źródło: https://www.booking.com/hotel/pl/hotel-ariston-karpacz.pl.html
Źródło: https://www.booking.com/hotel/pl/hotel-ariston-karpacz.pl.html
Narciarskie szaleństwo
Znalazłam dwie szkoły narciarstwa, które wydały mi się najbardziej interesujące. Jednak w jednej z nich od samego początku zniechęcił mnie kontakt mailowy, gdzie otrzymałam odpowiedź tylko na 1/3 pytań (wiem, że lepiej dzwonić, ale wskazany był kontakt drogą elektroniczną), a gdy zadzwoniłam to pan po drugiej stronie był tak niemiły, że od razu mi się odechciało… Wtedy też podjęłam decyzję, że lekcje narciarstwa będziemy pobierać w Karpacz Szkoła narciarstwa i snowboardu.
Rezerwacji dokonałam przez Internet, po czym potwierdziłam ją zgodnie ze wskazaniami dwa dni przed – zarówno mailowo, jaki i telefonicznie.
Małe zamieszanie zrobiło się dzień wcześniej, gdy zadzwoniłam się dowiedzieć, o której powinniśmy się zgłosić rano dnia następnego. Zadzwoniłam, podałam godzinę rezerwacji i okazało się, że mojej rezerwacji nie ma… Całe szczęście wszystko się wyjaśniło i nasza rezerwacja była tylko nie została zauważona i pomimo ogromnego strachu, że cała wyprawa legnie w gruzach, wszystko się udało.
Dzień wcześniej, o czym zapomniano nas poinformować, powinniśmy się zgłosić do szkółki w celu przygotowania sprzętu i ubrań. Byliśmy pierwszy raz, więc nie mieliśmy zielonego pojęcia, że tak właśnie trzeba się zachować. Chociaż w większości szkółek wystarczy, że się przyjdzie po prostu pół godziny wcześniej. W tym przypadku jest to jednak zrozumiałe, ponieważ był to okres ferii, w którym w góry udaje się ogromna ilość osób.
Wszystko skończyło się dobrze, ale musieliśmy jeszcze koło 20.00 pojechać do szkółki w celu doboru sprzętu. Trochę zeszło przy wyborze odpowiedniego sprzętu, ale jest to niezwykle istotne, żeby potem czuć się komfortowo i móc się skupić na nauce. Właściciele wypożyczalni sprzętu i szkółki – Pan Mirek i Pani Dorota okazali się niezwykle przesympatycznym małżeństwem. Bardzo pomocni, pozytywnie nastawieni do klientów, weseli i przyjemni ludzie.
Po tym dobieraniu sprzętu i ubrań zrobiliśmy się strasznie głodni, więc poszliśmy połazić po centrum w celu znalezienia jakiegoś miejsca, gdzie nas nakarmią. Poszukiwania się wydłużały, bo bardzo chciałam znaleźć jakąś sympatyczną restaurację, ale większość z nich była pusta, co mnie odrobinę przerażało, gdyż brak klientów kojarzył mi się z niską jakością. Ostatecznie okazało się, że w wypożyczalni zeszło nam sporo czasu, którego poczucia oczywiście nie miałam, i że jest dość późno (22:16), a wszystkie lokale są już zamknięte lub właśnie zamykane i to był powód, dla którego było w nich pusto.
Źródło: Photo by Jacek Dylag on Unsplash
Jedzenie
Gdy się zorientowaliśmy, która jest godzina, rzutem na taśmę wskoczyliśmy do jakiejś pizzerii (o nazwie Oberża), gdzie zgodzili się nam upiec pizzę za wynos. Abstrahując od tego, że były tam tylko jakieś nietypowe pizze, wzięliśmy najbardziej podstawową z serem i pieczarkami. W hotelu okazało się, że zamiast jednego zamówionego sosu pomidorowego dostaliśmy dwa czosnkowe. Pizza wyjątkowo mi nie smakowała, bo była jakaś taka… słodka. Gdy jej sos wypłynął mi na palec, okazało się, że bazą tego placka jest ketchup . Głodna byłam, to zjadłam, ale raczej tam już nie wrócę.
Na miejscu śniadania jedliśmy w hotelu – i tak jak już wspomniałam, były one smaczne, świeże i różnorodne.
Bardzo spodobała mi się również restauracja, do której trafiliśmy przypadkiem i której nazwy nie pamiętam. Jedzenie było co prawda letnie, ale smaczne, a ceny przystępne. Polecam za to wspaniałą kawiarnię – Królestwo Czekolady, gdzie wstąpiliśmy wracając z obiadu na mleczną czekoladę. Tyle pięknych pralinek… Zjadłabym je wszystkie, gdyby nie ta dieta, ale na czekoladę i tak sobie pozwoliłam. Warta grzechu <3.
Pierwszy raz na deskach
Rano zjedliśmy porządne śniadanie, jeszcze mieliśmy chwilę na ubranie się i pojechaliśmy do wypożyczalni, gdzie wzięliśmy sprzęt i spotkaliśmy się z naszym instruktorem – Pawłem. Zajęcia były bardzo fajne, chociaż jak z perspektywy czasu na to patrzę, to może mogliśmy mniej skakać wokół kijka a wcześniej przejść do praktyki.
W każdym razie – w moim odczuciu – jazda na nartach do najłatwiejszych sportów z pewnością nie należy.
Taksówki
Pod stokami nie ma miejsc parkingowych, więc wszędzie poruszaliśmy się taksówkami.
Oczywiście wszystkie taksówki, to małe busiki, które pomieszczą większą ilość osób. Jest ich tam sporo, jednak (co najmniej w czasie ferii) zainteresowanie nimi jest ogromne, więc warto rezerwować sobie je ze sporym wyprzedzeniem. W przeciwnym razie trzeba się liczyć z dość długim okresem oczekiwania albo z przemieszczaniem się po mieście we własnym zakresie. Nie są one również najtańsze, dlatego warto umiejscowić się blisko miejsca, do którego chcemy regularnie uczęszczać.
Za przejechanie 3 kilometrów za dwie osoby płaciliśmy od 20 do 30 złotych. Raz nam udało się zapłacić 10zł, gdy przyjechała taksówka zamówiona dzień wcześniej – z polecenia właścicieli szkoły – ale po drodze zbieraliśmy inne osoby, więc możliwe, że właśnie dlatego cena była taka przystępna. Należy również uważać na to umawianie się z taksówkarzami, gdyż co prawda pierwszego dnia pan taksówkarz był o czasie, a drugiego dnia pan najprawdopodobniej o nas zapomniał, chociaż twierdził, że był a to nas nie było pod hotelem… Mimo wszystko jednak poprosiliśy go o „ponowny” przyjazd, gdyż za bardzo nie mieliśy już pola manewru na szukanie czegoś innego. To fakt przemawiający na niekorzyśc pana taksówkarza to to, że się zapytał, o który hotel chodzi , co świadczy z pewnością o tym, że już raz na nas tam czekał :). No trudno, nie zawsze musi być kolorowo. Byliśmy trochę później niż planowaliśmy, ale ostatecznie zdążyliśmy.
Wracając do sedna sprawy weekendowy wyjazd do Karapacza okazał się świetnym prezentem urodzinowym. Spędziliśmy tam niezwykle miło i przyjemnie czas. Istotne jest dopytywanie o wszystko w trakcie organizacji takiego wyjazdu, ponieważ (w szczególności w trakcie ferii) właściciele (w szczególności zajmujący się wszystkim samodzielnie) pensjonatów, szkółek itp. są odrobinę zakręceni i kilka takich epizodów niewątpliwie może obniżyć jakoś wyjazdu.
A Wy? Organizowaliście kiedyś wyjazdy w ramach urodzinowych prezentów? Jakie są Wasze doświadczenia i jaki był tego efekt? Zachęcam do dzielenie sią swoimi doświadczeniami w komentarzach.
https://karpacz.webcamera.pl/
The post Urodzinowy weekend w górach first appeared on Droga do szczęścia.
]]>